Autoportret

Miał być  ze mnie niebiański aniołek
Lecz potknąłem się niegdyś o mały stołek
Połamałem sobie obydwa skrzydełka
I wyrosło z tego kawałek diabełka

Kradnę tajemne skarby kobiecości
Oślepiony jasnym blaskiem ich nagości
Bo agentem jestem damskiej ekologii
Banalnie tak zwanej ginekologii.

Czas lubię spędzać z całkami różnymi
I z tymi już n-krotnie oznaczonymi
W lenistwie czasem rozbieram  różniczki
Z kuszącej króciutkiej spódniczki

Kiedy noc gwiazdami niebo maluje
Ja śniętymi  słowami po cichu żongluje
Zrymować też sobie o  świcie lubię
Nie tylko wtedy gdy mam w czubie

Choć w diabelskiej chodzę ciemnej skórze
Wciąż w anielskim próbuję śpiewać chórze
Na bazarze życia spekuluje życzliwością
Chamstwo w gardle staje kością

Przyjaciół po drodze zbieram lojalnych
Nie koniecznie tylko tych utylitarnych
Bukiet róż układam im zawsze pod stopy
Z których kolce wyciągam w nocy

Od wiatrów złych w górach się ukrywam
Z marzeniami swymi tam głośno rozmawiam
Rzucam urok turystce z naprzeciwka
Przy ognisku raczę się smakiem piwka

Gdy parę groszy od życia wyrwać się daje
Pod Wawelem chleb gołębiom z rąk rozdaję
Dawna miłość już na akwarel wystawie
Ja w Wierzynku przy złotej zastawie

I choć za to się często na siebie wkurzam
W wielu oceanach nadal się nurzam
Takie we mnie diabelskie  zbójowanie
Co bój toczy przez świata kochanie